Standardowym zaklęciem osób terroryzujących otoczenie koniecznością pójścia na wybory jest stwierdzenie:
"Jak nie pójdziesz głosować to nie masz prawa narzekać"
Jest to nieprawda. Logika wskazuje coś wręcz przeciwnego. Prawo do narzekania odbierają sobie właśnie ci, którzy na wybory pójdą.
Oddanie głosu na konkretne ugrupowanie legitymizuje jego program i zapowiedziane lub dające się racjonalnie przewidzieć działania. Jeżeli głosuje się na tzw. mniejsze zło sytuacja staje się dla głosujących szczególnie niekomfortowa. Jeżeli bowiem nie zgadzamy się pewne rozwiązania proponowane przez daną partię (lub działania, o tkórych wiemy, że zostaną rpzez nią podjęte) to możemy wprawdzie dążyć do tego, aby partia je później zmieniła, ale nie mamy prawa na nie narzekać narzekać, bo przecież świadomie oddaliśmy na nie swój głos! Nie głosuje się na elementy programu partyjnego, ale na jego całość, pakiet. Z czysto pragmatycznego punktu widzenia, osoba dojrzała jest również świadoma, że głosuje na pewne działania, których w programie wprawdzie nie ma, jednak wiadomo, że będą miały miejsce.
Jest nawet jeszcze gorzej - nie tylko nie wolno wówczas narzekać. Jest kwestią elementarnej konsekwencji i odpowiedzialności dojrzałego człowieka popieranie danej partii PRZYNAJMNIEJ WE WSZYSTKICH jej decyzjach i działaniach, które były znane jako program wyborczy - przynajmniej do czasu ich zmiany, do czego oczywiście można dążyć.
Głosowanie a później miganie się od odpowiedzialności za to co sprawiło się swoim głosem jest zwykłym gówniarstwem. Warto w końcu uświadomić sobie tę prostą, logiczną prawidłowość.
Proszę o dobre zrozumienie tego co napisałem - nie jest moją intencją zniechęcanie do udziału w wyborach. Chcę jednak, aby każdy kto w nich weźmie udział zdał sobie sprawę z implikacji takiej decyzji. Zwłaszcza jeżeli uważa się za dojrzałego politycznie człowieka.
Ergo - prawo do narzekania zostaje przy osobach niegłosujących.
Jednak... Czy naprawdę chcielibyście korzystać z takiego prawa? Narzekają przecież tylko pierdoły życiowe. :)